poniedziałek, 13 września 2010

krk trip < 3

ja to się czasem tak zastanawiam: czy to ja jestem takim kretynem, czy to może moje alterego robi te wszystkie głupie rzeczy, których później żałuję? nie wierzę w siebie, no nie wierzę !

krk trip bardzo udany. pomimo tego, że teraz choruję. 1000 km w dwa i pół dnia to nie przelewki i to jeszcze na stopa. nawet miły pan romek z ukrainy nas wiózł. to dziwne, ale już trzeci raz zdarza mi się, że podwożą mnie obcokrajowcy. polacy co najwyżej machają, albo odają, że nie widzą. nie wszyscy oczywiście, ale to się zdarza. w każdym razie dotarliśmy bezpiecznie, żyjemy, nikt nas nie zgwałcił, nie zabił, jest ok. tylko dwie noce nieprzespane i łykanie zimnego powietrze nie zrobiły mi dobrze. akcja wędka być musiała - kubki ze starbucksa i plakaciki atarii teenage riot są w naszym posiadaniu. sam koncert - jedna wielka bania. było e p i c k o. napierdalający stroboskop + potężne basy = bania nie do opisania. tylko głupia jestem, bo nie zabrałam vice'a i w sumie mogłam kupić sobie badziki i naklejki. no ale cóż. doświadczenie z couchsurfingu też dobre - u laski u której mieszkaliśmy spało jeszcze dwóch niemców, którzy przyjechali do niej na rowerach z wrocławia (!) i zamierzają pojechać z przemyśla na ukrainę (!!). zajawkowicze. sama basia bardzo fajna, ekstra mieszkanie w kamiennicy. odpala jedną fajkę za drugą xd dobrze, że ja "rzuciłam". następny w planach poznań.

i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie moje popierdolone drugie ja! nienawidzę siebie za to. kretyn baran cep pacan debil idiota kretyn głupek kapuściany łeb. nie mam na siebie obelg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz