czwartek, 23 grudnia 2010

śnieg?

tej zimy byłam tak naprawdę szczęśliwa tylko przez kilka sekund, kiedy płatek śniegu osiadł na mojej rękawiczce. był naprawdę piękny i delikatny, patrzyłam na niego przez te kilka chwil i znów czułam to ciepło płynące prosto z serca. zastanawiając się jak to się stało, że ponownie to czuję, nie zauważyłam, że płatek stopniał. po prostu znikł i więcej się nie pojawi.


dziś po raz pierwszy od wielu tygodni czułam się tak jakoś pozytywnie. niestety trwało to krótko i zniknęło. znów nastał czas nawet nie wiem czego. melancholii? zadumy? przygnębienia? nie umiem nazwać tego, co jest we mnie. trudno, trudno, trudnotrudnotrudno. ja i to przeczekam.

wtorek, 14 grudnia 2010

nie lubię

czemu mi tak większość rzeczy zobojętniała? czuję wypalenie. potrzebuję silnego energetycznego kopa, jednak sama sobie go nie dam. myślałam, że już go dostałam, ale jak widać nie. szkoda.

szkoda szkoda szkoda szkoda szkoda, przykro mi i w sumie smutno, że to wychodzi tak, jak nie chciałam, żeby wychodziło. mało rzeczy ostatnio idzie po mojej myśli, pomimo starań. zastanawiam się czemu i naprawdę nie znajduję odpowiedzi. nie znajduję żadnej rzeczy, którą źle robię. jeszcze pół roku i koniec. wytrzymam.

jakoś tak mi samotnie w moim mieście na o. bardzo samotnie. no i "tęksnię, choć wiem, nie powinienem"


is anybody there?

wtorek, 7 grudnia 2010

no to jak zwykle

witaj rozczarowanie. miło mi cię widzieć po raz milionowy w ciągu dzisiejszego dnia, tygodnia, miesiąca i roku. idzie się przyzwyczaić, co ?
nie mam co robić w sylwestra. ra-tun-ku.
zaskakujące jest, jak szybko człowiek potrafi się zmienić. jak szybko może oddalić się od drugiego człowieka. jak łatwo potrafi go zranić.
jem lindora na pocieszenie.
to co odjebali z headlinerem o 11 w czwartek, to jest wszystko. ktoś tam w ogóle myśli ? bilety też drogie, kurwa mać. no ale. jak dopierdolą justice i the white stripes, to będę w 98760847630 niebie i się spuszczę. wujku zioło, ładnie proszę.
wypadałoby może pójść spać, czy coś. ale się nie zapowiada. jeszcze czeka mnie nauka ŁACINY. kozak.
pojebawszy.
polecam film "stay". wbija w fotel, naprawdę, piękne zdjęcia i muzyka. no i oczywiście rewelacyjni ewan mcgregor, ryan gosling i naomi watts. taka nuta z filmu, na dobranoc:

http://www.youtube.com/watch?v=7ZWQRaY0Tns

więc mówię dobranoc. chciałabym, żeby moje dreams come true, ale nie ma takiej opcji. a ładne to dreams.

środa, 1 grudnia 2010

..

pierdolę to wszystko z góry na dół, w prawo, w lewo i na skos. głowa mnie boli od tej sytuacji. wyjeżdżam na cztery dni i mam nadzieję, że będzie to TOTALNE oderwanie od rzeczywistości. bo powoli nie wyrabiam.

piątek, 26 listopada 2010

.

http://www.youtube.com/watch?v=aSU49AFzgtw

codziennie po szkole marzę tylko o tym, żeby znaleźć się w domu. poczytać książkę, wypić kawę z przyprawami, pójść spać. izoluję się od ludzi, nie mam najmniejszej ochoty przebywać w większej społeczności. denerwują mnie moi najbliżsi znajomi, dalsi też. nie znajduję ŻADNEJ przyjemności w obcowaniu z nimi. co się ze mną stało? nie wiem. ale w sumie dobrze mi tak. czekam sobie na za 13 dni, czyli prawie dwa tygodnie, na kolejne cudowne oderwanie się od szarej rzeczywistości, od miasta o., od szkoły. tylko nie wiem co z tego wyjdzie, nie wiem czy dobrze odbieram wysyłane sygnały, czy znowu nie jest tak, jak już przecież było. trochę się boję, nie ukrywam. i znowu ten lęk, zasrana obawa, która za żadne skarby nie chce mnie opuścić. dobra, mówię sobie MIEJ WYJEBANE, A BĘDZIE CI DANE! i będzie dobrze. a tak z innej beczki, to śmiesznie się dowiadywać rzeczy, które zdarzyły się parę lat temu o kimś, kogo teraz już prawie nie znasz. a może nie śmiesznie, tylko dziwnie. i coraz bardziej przekonuje mnie to, że tak naprawdę nie znałam tej osoby. poza tym, znów okazuje się, jaki ten świat jest mały. a jednocześnie mam wrażenie, że wielki. paradoks. bo ile to jest 500km?

czwartek, 18 listopada 2010

niedziela, 7 listopada 2010

how can you know me and i know you if nothing is true?

zbieram się i zbieram do tej notki. jesień zadomowiła się już na dobre i boli mnie gardło. wcale mnie to nie cieszy, nie mogę się rozchorować na pendulum. środa coraz bliżej, a ja nadal nie mam monet i bilonu. za to jak zwykle mam w głowie to, czym nie powinnam się teraz zajmować. przez weekend oczywiście nic nie zrobiłam, miałam kaca wielkiego jak góra, spałam do 15 z mruczącym kotem, spędziłam wiele godzin na skajpie lub słuchając rakontersów i czytając. matura leży odłogiem i kwiczy. znaczy kwiczę ja, bo nie powtarzam. mam na wszystko wyjebane. wyjebawszy, wyjebane pęto na święto, wywalone, nie wiem jeszcze jak nazwać mój stosunek do całego świata. jedyna rzecz, na której mi zależy obecnie to wyjazd do krakowa. bo wiem, że będzie zajebiście, że nareszcie wyrwę się z tego miasta na o. , że poznam nowych ludzi i że wybawię się za wszystkie czasy i będę się śmiać non stop. dobija mnie zaściankowość miejsca mojego zamieszkania. wszyscy się znają, a nawet jeżeli nie, to i tak wiedzą wszystko o sobie. każdy wie kto kim jest, z kim się ostatnio przespała ona, a tamten się przelizał i dlaczego już nie są razem. chcę już bardzo jakiejś odmiany, już stąd wyjechac i mieć wyjebane na tych wszystkich "znajomych". bo inaczej nie można ich nazwać. no i znowu jakieś smuty wyszły, chociaż wcale smutno nie jest. no, może w dzisiejszy wieczór tak. ale ogólnie jest mi bardzo wesoło ostatnio. no i znowu ten niebieski !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

niedziela, 24 października 2010

i tak źle i tak nie dobrze

patrzę w prawo - żle , patrzę w lewo - jeszcze gorzej. a stanąć w miejscu nie potrafię, chociaż powinnam zrobić to jakieś pół roku temu. może lepiej by było, jakby to wszystko poszło inaczej, tak ogólnie wszystko. niby jestem "mądrzejsza" czy coś w ten deseń, ale jakoś nie umiem tego wykorzystać.

przez weekend cały nie zrobiłam absolutnie nic kreatywnego. i wcale nie jestem z siebie zadowolona. uwalenie się wczorajsze nie polepszyło sprawy, tylko spowodowało okropny ból głowy. na szczęście nic mi się nie śniło.

jestem już znudzona rzeczywistością, naprawdę. zauważam wszędzie powtarzające się schematy. w swoim życiu, w życiu znajomych, ogólnie w otaczającym mnie świecie. wkurwia mnie monotematyczność. tak bardzo chciałabym się wyrwać z tego schematu pieprzonego, którym jest moje życie, wyjechać z tego miasta, poznać nowych ludzi, zacząć od nowa.

no i jakoś tak smutno się zrobiło.

poniedziałek, 18 października 2010

make my day !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

czuję się jak w podstawówce. jak totalny głupek i debil i idiota. no nie mogę no! nie wiem co mam zrobić z tym uczuciem, no nie wiem nie wiem niewiemniewiemniewiem. widzę wszystko w tym jednym kolorze !!!!!!! aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, ratunku pomocy gwałtu rety siemieniuk padło na banię jeszcze gorzej!!!! ja nie wiem, ludzie, to co ja sobie w głowie układam NIE MA RACJI BYTU. a jednak, z tego co widzę, z każdym dniem coraz bardziej wpadam, jak można to tak wyrazić. nie ogarniam swojego umysłu, w ogóle całej siebie. a tu matura czeka, a tu przygotowania do egzaminu na studia czekają, a siemieniuk w głowie jakieś popierdółki. JA JEBIE. no naprawdę, ja chyba potrzebuję porządnego kopa w dupę ewentualnie łomot w banię. powoli przestaję wytrzymywać sama ze sobą. ehe, jest nieźle. słucham jakiś głupotek i sobie tak myślę nad tym wszystkim i jedyny wniosek, do jakiego dochodzę to to, że z czasem jest coraz gorzej ze mną. no. ooooo wiem ! zamiast dorośleć, to ja dziecinnieje! tak, dokładnie to jest to! dobra, idę spać, pewnie mi się przyśni kompilacja mojej najczystszej głupoty. już na to czekam!!!!!!!!!!!

piątek, 15 października 2010

la la la la, la la la la, yeah

http://www.youtube.com/watch?v=hqp12b61pFo

ogieńogieńogieńogieńogień wodawodawodawodawodawodawoda 2 2 2 2 2 2 2 2


sama nie wiem czego chcę. na nic nie mam większej ochoty. obojętnie, wszystko jedno i jak chcesz. marzę sobie tylko trochę o cichym, sennym, powolnym popołudniu z kimś, komu na mnie zależy. ale to raczej pozostanie w sferze marzeń.
nawet marylin z kubka płacze.

"chłopiec z fortepianem byłby dla mnie interesujący" - tak właśnie jest. w końcu mamy rok chopinowski i nawet na openerze go grali. weź się znajdź jakiś, czekam tu na ciebie.

jakieś takie rozstrzelone to wszystko.

niedziela, 3 października 2010

już jest mi wszystko jedno

wiecie co, nie wierzę we własne nieszczęście. mówią, że dwa razy do tej samej rzeki wejść sie nie da, a przynajnmiej nie powinno. a w moim przypadku się udało, a jakby się uprzeć to nawet trzy razy. a za tym trzecim razem powoli, na horyzoncie pojawia się zobojętnienie i rezygnacja. no bo po co to wszystko było, w takim razie. wychodzi na to, że lepiej zamknąć się w sobie i nie okazywać uczuć ani emocji, ba! nawet je tłumić. doświadczenie mówi: spójrz wstecz i zobacz jak było, nie lepiej teraz postąpić właśnie tak? poza tym: zastanów się 238746102876 razy zanim coś powiesz i bądź tego pewnien, nie rzucaj słów na wiatr. bo możesz kogoś dogłębnie zranić. i jeszcze coś: jak można zakładać coś z góry? "wiem, że cię nie pokocham; wiem, że ci nie zaufam; wiem, że się nie polubimy", skoro tak naprawdę NIE WIESZ TEGO, bo wszystko może się zdarzyć. już nie wiem, czy to wy jesteście normalni, a ja jakaś inna, czy na odwrót. a może za dużo wymagam i wyobrażam sobie, co? no taaaak, jak zawsze myślałam, że tym razem będzie inaczej, ale jak to mówią, "myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli". w ogóle, najlepiej jest jak niczego sie nie spodziewasz - wtedy boli najbardziej. no có, takie moje szczęście w relacjach damsko-męskich, jak widać. chyba należy przyjąć taktykę "miej wyjebane, a będzie ci dane" oraz "wyjeb pęto na święto". bo ZAWSZE tracę to, na czym najbardziej mi zależy.

czwartek, 30 września 2010

zaczyna się

oho, 3, 2, 1, START!

zima idzie misie moje, zima, bo nic mi się nie chce, najchętniej przysypiałabym całe dnie i mam wahania nastrojów jakieś. w październiku pierwszy śnieg ma być, a w listopadzie regularna zima. musze zaopatrzyć się w płaszcz i buty.

jak to powiedziała pacia, "faceci to cioty" i nie obchodzi mnie, że dziś jest jakiś walony dzień chłopaka. jedno powiem: faceci nie ogarniają świata w okół siebie. tyle na ten temat.

dziewczyno, LECZ SIĘ. mogę już umrzeć, ja się pytam?
nie mam weny na głębokie przemyślenia, jedyne co mi przychodzi do głowy nie nadaje się do zamieszczenia na publicznym forum, gdzie każdy może to sobie przeczytać.

SRANIE W BANIE NARZEKANIE

ale jak mówiłam, idzie zima i mam zmiany nastroju.

poza tym, WSBUZT!!!!!!!!!!!!!!!!
hehe

niedziela, 19 września 2010

bilans mnie (?)

siedząc w domu, odkrywając the police i pijąc roibos fair trade zastanawiam się nad samą sobą. wnioski?
w głównej mierze to ty przyczyniłeś się do nieustannego lęku, A.
przez ciebie boję się jeszcze bardziej, B.
nadal nie wiem co czuję co ciebie, C.
byliśmy kurewsko szczęśliwi i nie wiem czy kiedykolwiek ja będę tak, jak wtedy, A.
tobie zaufałam jak głupia, B.
ciebie brakuje, C.
ty mnie zraniłeś, A.
ty mnie zraniłeś, B.
zraniliśmy się nawzajem, C.
czasem tęsknię za nami, A.
nie myślę o tobie w ogóle, B.
z każdym dniem powracasz coraz bardziej, C.

poza tym nie wybrałam tematu na maturę, nadal nie wiem z czego zdaję i na jakim poziomie, jutro zaczynam jazdy, nie znam zasad ruchu, mam całe zasyfione okulary i niepomalowane paznokcie, bo nie mogę się zdecydować na kolor.

no i po co to wszystko, ja się pytam. niecierpliwa chcę iść na całość od samego początku. bez sensu.
jedyne co mi poprawia humor to scrubsy. mogłabym je oglądać w kółko.

poniedziałek, 13 września 2010

krk trip < 3

ja to się czasem tak zastanawiam: czy to ja jestem takim kretynem, czy to może moje alterego robi te wszystkie głupie rzeczy, których później żałuję? nie wierzę w siebie, no nie wierzę !

krk trip bardzo udany. pomimo tego, że teraz choruję. 1000 km w dwa i pół dnia to nie przelewki i to jeszcze na stopa. nawet miły pan romek z ukrainy nas wiózł. to dziwne, ale już trzeci raz zdarza mi się, że podwożą mnie obcokrajowcy. polacy co najwyżej machają, albo odają, że nie widzą. nie wszyscy oczywiście, ale to się zdarza. w każdym razie dotarliśmy bezpiecznie, żyjemy, nikt nas nie zgwałcił, nie zabił, jest ok. tylko dwie noce nieprzespane i łykanie zimnego powietrze nie zrobiły mi dobrze. akcja wędka być musiała - kubki ze starbucksa i plakaciki atarii teenage riot są w naszym posiadaniu. sam koncert - jedna wielka bania. było e p i c k o. napierdalający stroboskop + potężne basy = bania nie do opisania. tylko głupia jestem, bo nie zabrałam vice'a i w sumie mogłam kupić sobie badziki i naklejki. no ale cóż. doświadczenie z couchsurfingu też dobre - u laski u której mieszkaliśmy spało jeszcze dwóch niemców, którzy przyjechali do niej na rowerach z wrocławia (!) i zamierzają pojechać z przemyśla na ukrainę (!!). zajawkowicze. sama basia bardzo fajna, ekstra mieszkanie w kamiennicy. odpala jedną fajkę za drugą xd dobrze, że ja "rzuciłam". następny w planach poznań.

i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie moje popierdolone drugie ja! nienawidzę siebie za to. kretyn baran cep pacan debil idiota kretyn głupek kapuściany łeb. nie mam na siebie obelg.

wtorek, 7 września 2010

bzdety kotlety

o czym chcę napisać... o niczym szczególnym. takie tam bzdety kotlety. stanęło na niczym, wszystko zamarło. pozorny ruch w moim życiu, dookoła mnie. kot wyje, a ja myślę, że znów powtarza się ta sama historia: rzucam się na głębokie wody i stawiam wszsystko na jedną kartę. no i co zrobisz, jak nic nie zrobisz, staram się oczywiście pohamować moją chęć hmmm... nazwijmy to "przykucia się łańcuchem do kaloryfera i uznawanie go za jedyne źródło ciepła", ale czasem nie wychodzi. a może ja sama nie chcę, żeby wychodziło, nie wiem. nie wychodzi rzucanie palenia też, co jest powiązane z kaloryferem i z maturą i z tym, że lubię palić. "som nałogi", ale próbuję. próbuję też prawa jazdy, żeby być taxi driverem i w końcu móc wracać do domu o której mi się podoba. a no i stwierdziłam, że musze w końcu kiedyś zamknąć tą mordę i nie gadać tyle. to tak po ostatnich dniach, taka refleksja. bo jestem zbyt otwarta, a poza tym narzucam się ludziom. te dwie cechy w kompilacji w moim przypadku nie są zbyt pozytywne. no ale już w piąteczek trip, chociaż wakacje się skończyły, ale na atari teenage riot trzeba pojechać. na stopa oczywiście (rodzicielka umiera ze strachu). ja też umieram ze strachu, ale z zupełnie innych powodów, bom głupia po prostu. muszę przestawić się na pozytywną afirmację i tyle no. dobra, koniec biadolenia, idziemy spać, znaczy idę spać, bo we dwójkę dziś mi nie dane. poprzytulam się do kołdry czy coś, do kota. ale przed zaśnięciem poczytam "wesele". mógłby mi ktoś łaskawie wytłumaczyć na czym polega motyw chochoła?

wtorek, 31 sierpnia 2010

miał nas ochronić

ostatnio coraz częściej wracam myślami do czasu sprzed 25 czerwca. nie było mi wtedy cudownie, ale miałam to coś. coś, czego nikt inny na świecie nie miał. nie wiedziałam co to było i nadal nie wiem. i o to w tym chodziło, o nieokreślanie, niedopowiadanie. bo inaczej wszystko straciłoby sens. i magię i dzikość i namiętność. już to straciłam. straciliśmy oboje. bałam się, byłam pieprzonym tchórzem, a może chciałam być lojalna wobec osoby, na której mi wtedy zależało, a nie powinno. to wszystko się zapętliło, zagmatwało. sama nie wiem czego chcę, nie wiem czy chcę powrotu tego wszystkiego, czy lepiej, żebyśmy dali sobie spokój. przeciez ty tego nawet nie przeczytasz, nie wiem po co to piszę. czuję potrzebę wyrzucenia z siebie tego, co siedzi we mnie w środku, głęboko. ale nie zdobęde się na kolejny list/wiadomość/cokolwiek. słucham teraz głównie "80 minutes of heart beat" i myślę. le vent nous portera, wszystko dokładnie pamiętam. bez sensu takie rozpamiętywanie, rozdrabnianie każdej sytuacji. no ale przecież ci tego wszystkiego nie powiem. z twojej strony wszystko umarło, umarło, umarłoumarłoumarło. w bani mi się to nie mieści, co to było i dlaczego. tylko boję się, że to właśnie było TO. to, czego szukamy przez całe życie. a my straciliśmy bezpowrotnie.

http://www.youtube.com/watch?v=NrgcRvBJYBE

niedziela, 22 sierpnia 2010

kołk

no te pojechalim na kołka. opóźnienie z warszawy do krakowa - 1,5h. ludzi już na centralnej nie wpuszczali do środka. zajebiście. no ale dobra, dojechaliśmy. koncert spoko, ale było za cicho i brakowało mi takiego porządnego pierdolnięcia. a widać było, że im zależało na tym, żeby się ludzie zajebiście bawili. to wszystko przez to, ze kołk dbał o nasz słuch i za cicho było. pod barierką dostałam wegańską kanapkę i łyka enerdżi szota - zajebiście xd później się dowiedziałam, że jestem bezczelna i piękna jak anioł i gwiazda, a nie jak prostytutka od pana żula, ale na szczęście uratowali mnie zajawkowicze z katowic, którzy zbierali na biletsy pkp. zajawkowicze na dworcu palili sobie dopalacze, grali na bębenkach i tańczyli, to się dorzuciliśmy i ja nawet sobie potańczyłam, dobry ogar. wrócilim do olsztyna z opóźnieniem godzinnym i spałam od 17 do 12. łohoł, taki kołk i tyle.

dobra, koniec tego pierdolenia. ide poczytać książkę.
chyba już wam nic nie chcę mówić.

wtorek, 17 sierpnia 2010

?

siedzę sobie u misi i czekam na te dwie, bo poszły po wódkę. słucham sobie partii, jest ok. uważam, że moje życie jest w porządku. moje wakacje są ekstra. nie podobają mi sie pewne ich aspekty, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. obejrzałabym jakiś dobry film, co polecasz? petek po jedzeniu jak prysznic po pieprzeniu - taka prawda. ale od 1 września już nie będzie. nie ma takiej opcji. "on chciałby objąć je swoim ramieniem" - obejmuj, proszę bardzo. to nie ma sensu, to nie ma rąk i nóg, to jest popierdolone. przypomniało mi się, cholera. już dwa miesiące mijają prawie. tęsknię, ja pieprze, b e z s e n s u . przyjechałabym. nie mam odwagi znowu pisać. dziewczęta wracają, to ja sobie pomyślę i porozkminiam w głowie. coś jest nie tak.

piątek, 13 sierpnia 2010

wszystko i nic

wszystko i nic - dokładnie to teraz czuję. no i oczywiście strach. tylko nie rozumiem czemu się boję i czego. przecież jeszcze nic się nie wydarzyło, a już zaczął towarzyszyć mi strach. do tej pory nie zrobiłam chyba żadnej okropnej głupoty, i bardzo dobrze. bardzo! chcę się tylko przestać bać i traktować wszystko na luzie, ale nie mogę. za bardzo mi zależy.

wakacje się kończą, co za koszmarna świadomość. a od września znowu zacznie się bezproduktywne chodzenie do szkoły, myśli o tym, kiedy zwiać z lekcji i z kim, a kiedy udawać chorobę. trzeba będzie się wziąć za naukę i powtarzanie, za tą pieprzoną maturę, którą stresuję się już w tym momencie. chciałam napisać, że zacznie się wychodzenie za bramę na papierosa, ale zapomniałam, że przecież od 1 września rzucam palenie. a więc nie będzie wychodzenia za bramę, będzie za to ochota na papierosa. no cóż, życie nie składa się tylko i wyłącznie z przyjemności. trzeba będzie złożyć tą głupią deklarację i w końcu określić się, co chce się w życiu robić. a ja nadal nie wiem i czuję się z tym co najmniej źle. nie wiem, co chcę zdawac na maturze, co na podstawie, co na rozszerzeniu, nie wiem na jakie studia iść, nie wiem kim chcę zostać po studiach, KURWA NIC NIE WIEM.

boję się posunąć o jeden krok dalej.

przygarnie mnie ktoś od jutra na tydzień do siebie? u mnie w domu będzie niezły rozpierdol - przyjeżdża przyjaciółka mojej matki z dwójką dzieci. BŁAGAM, nie każcie mi tego znosić. proszę.

nie czuję narazie sensu mojej egzystencji. może powinnam postawić sobie jasny cel i dążyć do niego jak nasz wspaniały, który siedzi w ameryce?

idę czytać "udław się" palahniuka. ciekawie się zaczęło.

niedziela, 8 sierpnia 2010

the truth doesn't make a noise

http://www.youtube.com/watch?v=vW-529EJ1F8
genialne


dziś jakiś zły dzień jest.
jeszcze kilkadziesiąt godzin, ze dwa dni, może półtorej. może jeden? czekam, czekam, czekam, ale nie wiem za bardzo na co. chyba oczekuję czegoś niemożliwego, nierealnego. no i się boję, cholerny tchórz ze mnie. drażnię sama siebie. bez sensu.
wyprowadzam się z domu na dwa tygodnie. chce mnie ktoś przygarnąć ? nie wytrzymam w tym domu wariatów. można szału dostać, naprawdę. nie ma to jak utrudnianie mi życia.
chyba pójdę dzisiaj wczesnie spać, nie mam nic do roboty.

cause i'm not with you, i just don't know what to do.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

w końcu pojęłam...

...i wcale nie jest mi z tym wspaniale.
całe życie się się ze mnie śmieją, no do kurwy nędzy! co ja jestem, jakiś cyrk na kółkach, czy co ? aaaaaargrhgrhgrhghgrrhrghrg! przykro mi bardzo, że jestem idiotą i właśnie popełniam jedną z najgłupszych głupot mojego życia, ALE JA NIE MAM NA TO WPŁYWU !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! umieram umieram, moje ciało odmawia posłuszeństwa, mogłabym leżeć i gapić się w sufit i słuchać muzyki i myśleć, chociaż to by mi na dobre nie wyszło. całe życie z pojebami, już jak ja trafię........ kurwa no będę płakać, czy coś, może się śmiać, a może nie wiem jeszcze co. powinnam iść spać, ale oczywiście nie! może znowu zaśpię do pracy, może znowu mi się przyśnią jakieś debilizmy, skoro znowu nie moge mieć normalnych snów. jeżeli sny są listem naszej podświadomości do nas samych, TO JA OD JUTRA NIE PRZYJMUJĘ POCZTY!!!!!! mam ochotę walić głową w klawiaturę. ściska mnie w żołądku, ŚWIETNIE! BŁAGAM TO JEST APEL: WALNIJCIE MNIE W GŁOWĘ CZYMŚ CIĘŻKIM, PROSZĘ !

uff


jutro kupuję papierosy, bo nie wytrzymię.

piątek, 30 lipca 2010

już późno jest

nie wiem co napisać. to, co dzieje się w mojej głowie przechodzi ludzkie pojęcie. ja oszalałam chyba. tak bardzo chciałabym wyrzucić z siebie to, co się kotłuje we mnie, ale nie mam odwagi. chyba po raz pierwszy. nie, nie powiem tego, nie nie nie nie nie nie. a to jedyne, co mogę zrobić na chwilę obecną. ale nie dam rady, wybaczcie.
rzucam się w wir gotowania, może mi pomoże.
właśnie przestraszyłam się butelki z wodą. jest ŹLE.
"oh proszę ratuj mnie"

to by było coś. jakby mnie ktoś uratował z tego stanu. może właśnie ty?

niedziela, 25 lipca 2010

łup

Cześć i czołem! Zrobiłam sobie przenosiny z onetu tutaj, bo już mnie drażnił. Wcześniejsze wypociny znajdziecie na www.somnambulizm.blog.onet.pl
jestem wege, znów. Nie wiem czemu, nie mam ochoty na mięso. Poza tym podjarałam się maksymalnie kuchnią pięciu przemian, to jest coś tak zajebistego, że to głowa mała! Głównie chodzi o to, że w każdej potrawie muszą znaleźć się wszystkie smaki, których jest pięć. Każdy smak odpowiada za jakąś przemianę i porę roku i tak: kwaśny-drzewo-wiosna, gorzki-ogień-lato, słodki-ziemia-późne lato, jesień-ostry-metal i słony-woda-zima. W każdej szamce musi zawierać się co najmniej jeden pełby cykl przemian. Wychodzą pyszne i zdrowe rzeczy. Dzisiaj upiekłam brownies, przepis jest następujący:

(g) rozpuszczamy w misce nad gorącą wodą 2 tabliczki czekolady
(s) dodajemy kostkę masła, czekamy aż się rozpuści i zmiesza z czekoladą, następnie dodajemy ok. 300g cukru (najlepiej trzcinowego), mieszamy i odstawiamy do ostudzenia
(o) po ostudzeniu dodajemy kardamon i imbir, mieszamy
(sn) troszeczkę soli, mieszamy
(k) dodajemy 2/3 szklanki mąki, mieszamy.
Pieczemy w temperaturze 200 stopni przez 15-20 minut.

Poza tym, padło mi na mózg, nie wiem co się ze mną dzieje, zastanawiam się czy nie jestem nienormalna. Mam ostrą banię, jakieś dziwne myśli i rozkminy. No cóż, czasem i tak bywa.

To, co czuję nie ma racji bytu.